Angioplastyka wciąż kontrowersyjną metodą leczenia SM

ccsviTę wciąż nową i nie do końca zweryfikowaną badaniami terapię omawiano podczas dwudniowego Międzynarodowego Kongresu "Venous Endovascular Forum" w Katowicach. Uczestnicy konferencji mogli m.in. obserwować w piątek transmitowany na żywo na salę obrad zabieg u chorego z bardzo poważną wadą układu żylnego.

Choć stwardnienie rozsiane to choroba układu nerwowego, to od dawna lekarze podejrzewali, że może być związane z patologią naczyniową i będącym jej efektem niedotlenieniem mózgu (zwane CCSVI). Przełom nastąpił po publikacji włoskiego naukowca prof. Paolo Zamboniego z 2006 r. Od tej pory liczba ośrodków, stosujących tę metodę leczenia, rośnie na świecie lawinowo; komercyjne zabiegi oferują chętnie prywatne kliniki, koszt zabiegu to kilkanaście tys. zł.

Jak poinformował przewodniczący obradom dr Marian Simka z Klinik Specjalistycznych EuroMedic, aż u 94-95 proc. pacjentów cierpiących na stwardnienie rozsiane stwierdza się patologię w obrębie wewnętrznej żyły szyjnej. "Nie wiemy, jaka jest częstość tych zaburzeń u zdrowej populacji, ale na pewno nie będzie to aż tyle. Coś jest więc na rzeczy. Problem polega na tym, że w którymś z odcinków żył, którymi odpływa krew z mózgu, stwierdza się przeszkody, zwężenia, które nie pozwalają na swobodny odbiór krwi, albo zaburzają charakterystykę przepływu. Czasem nie ma nawet typowego zwężenia, ale krew zamiast swobodnie odpływać równym strumieniem, wpada w zawirowania, turbulencje, cofa się - ze spokojnej nizinnej rzeki robi się górski strumień. Bywa też, że żyła jest całkiem zatkana" - wyjaśnił.

Prowadzono już badania, które wykazały, że u pacjentów ze stwardnieniem rozsianym mózg jest przewlekle niedokrwiony w związku z niedotlenieniem. Przywrócenie prawidłowego przepływu w żyle szyjnej może więc poprawić ich funkcjonowanie. Dlatego za pomocą zabiegu angioplastyki poszerza się żyłę, w niektórych przypadkach to nie wystarcza i konieczne jest zastosowanie stentu.

Dr Simka przytoczył wyniki badań 100 pacjentów, obserwowanych przez 6 miesięcy. Ich stan był oceniany na podstawie standardowych neurologicznych kwestionariuszy do oceny różnych objawów neurologicznych. "Te badania wskazują, że stan 50 proc. pacjentów wyraźnie znamiennie poprawia, u 40 proc. pacjentów jest stabilizacja, u 10 proc. nie ma poprawy lub wręcz jest pogorszenie. Pytanie, czy to ma związek z naturalnym postępem choroby, czy z którymś z zabiegów. U większości pacjentów jest więc poprawa, a przynajmniej stabilizacja, to jest osiągnięcie" - ocenił dr Simka.

Przypomniał, że w przypadku stwardnienia rozsianego dolegliwością, która jest najbardziej uciążliwa dla pacjentów, jest zespół przewlekłego zmęczenia. Jest ono tak wszechogarniające, że nie pozwala im na wykonywanie codziennych czynności, co jest związane prawdopodobnie właśnie z niedotlenieniem mózgu. Po zabiegu wielu z nich odczuwa wyraźną poprawę samopoczucia.

Krytycy metody wskazują, że nie jest ona w pełni zweryfikowana badaniami. Zdaniem dr Simki będzie ona jednak w przyszłości jednym z elementów leczenia, obok stosowanej powszechnie farmakoterapii. "Prawdopodobnie powinno być zastosowane wcześnie - nie kiedy pacjent jest już na wózku, ma olbrzymie zniszczenia mózgu i niewiele może się poprawić, ale prawdopodobnie już w pierwszym okresie choroby, po rozpoznaniu" - ocenił.

Stwardnienie rozsiane (SM) jest przewlekłą, postępującą chorobą ośrodkowego układu nerwowego, tj. mózgu i rdzenia kręgowego. W jej rozwoju udział biorą procesy autoagresywne. U chorych na SM komórki układu odporności rozpoznają jako obce i niszczą białka mieliny, która tworzy rodzaj izolatora na włóknach nerwowych i usprawnia przewodzenie sygnałów w mózgu i rdzeniu. Włókna z uszkodzoną osłonką działają znacznie wolniej, co prowadzi do wystąpienia rozmaitych objawów neurologicznych, jak np. jednostronne osłabienie ostrości wzroku, zaburzenia koordynacji ruchowej, niedowłady kończyn, zaburzenia mowy, zawroty głowy, męczliwość, zaparcia, zaburzenia w oddawaniu moczu, zaburzenia funkcji seksualnych, zaburzenia emocjonalne i pogorszenie sprawności umysłowej.

W miarę postępów choroby uszkodzeniu i zniszczeniu podlegają też włókna nerwowe. Choroba stopniowo prowadzi do kalectwa i obecnie jest nieuleczalna. Uważa się, że jest ona najczęstszą przyczyną niesprawności ludzi młodych. Szczyt zachorowań na SM przypada między 20. a 40. rokiem życia. Choruje jedna osoba na tysiąc, według oficjalnych danych w Polsce na stwardnienie rozsiane cierpi ok. 40 tys. osób.

źródło: www.ldn.org.pl